niedziela, 29 stycznia 2017

                               Rozdział 6
- Szybko! Szybko! Ona reaguje!- mężczyzna biegał jak opętany po oddziale i szukał lekarzy. Pacjenci patrzyli na niego dziwnym wzrokiem. On jednak nie zważał na to. Myślał tylko o tym, by jak najszybciej poinformować lekarzy o tym co przed momentem zobaczył. Wbiegł do pokoju pielęgniarek, gorączkowo opowiadał że Karolina poruszyła dłonią. Kobiety natychmiast zerwały się na równe nogi, jedna z nich pobiegła po lekarza dyżurującego i po chwili cały zespół wbiegł do sali gdzie leżała dziewczyna. Nadal była nieprzytomna, jedna z pielęgniarek zaczęła kręcić kółeczkiem od kroplówki, w oczach wszystkich widać było błysk nadziei. Nadziei ale i też strachu.
- Niech pan opowie dokładnie co się wydarzyło- ciemnowłosy lekarz, który miał nieco ponad 40 lat i niezwykle czarne oczy skierował się do mężczyzny.
-Ona..ona, kiedy rozmawiałem z nią, mówiłem że żałuję tego co zrobiłem, przepraszałem ją, ona nagle poruszyła lewą dłonią..ja wiem, że nie powinienem tutaj wchodzić ale to było silniejsze ode mnie.
Lekarz patrzył na mężczyzną ze spokojem i uwagą, przytakując delikatnie głową. Zmarszczył czoło.
-Zaraz, zaraz, kiedy ostatnio z panem rozmawiałem, twierdził pan, że jest narzeczonym pacjentki, teraz mówi pan że ją przepraszał za to co zrobił. Kim pan właściwie jest? Chyba nie powie pan...
Mężczyzna przerwał lekarzowi który najwyraźniej nieco się zdenerwował.
-Ja...ja, ma pan racje, nie jestem jej narzeczonym ani nikim z rodziny, nazywam się Piotr Mierzewski, to ja jestem sprawcą tego wypadku. Wiem, że nie powinienem kłamać ale inaczej nie dowiedziałbym się niczego o jej stanie. To było silniejsze ode mnie.
Mężczyzna, miał smutne, pełne goryczy oczy. Lekarz zauważył to. Czuł, że tym razem mówi prawdę. Nawet go rozumiał.Przecież był niewinny, policja powiedziała, że kierowca nie dopuścił się żadnych uchybień i nie postawią mu zarzutów, to był po prostu nieszczęśliwy wypadek. Spojrzał tylko na niego, poklepał po ramieniu i rzekł:
-Panie Piotrze, nie pochwalam pana za to co pan zrobił, to wbrew prawu ale rozumiem pana, nie będę roztrząsał tej sprawy, dzięki panu pacjentka zrobiła duży postęp.
Pielęgniarki jeszcze przez dłuższy czas podłączały jakieś urządzenia do łóżka Karoliny. Poprawiały jej poduszki. Głaskały po włosach, prosiły by znów dała jakiś znak.
-Czy ja mógłbym jeszcze chwilę z nią posiedzieć?
-Proszę, ma pan na nią niezwykły wpływ, może znów się do nas odezwie-  pielęgniarka uśmiechnęła się smutno, popatrzyła na Karolinę i wyszła cicho zamykając za sobą drzwi.

Piotr siedział, patrzył na jej bladą, szczupłą twarz. Nadał była piękna. Taka niewinna. Słodka. Mógłby tak godzinami się w nią wpatrywać. Wiedział, że to złe, że nie może tak dłużej. Ta dziewczyna nie zasługiwała na niego. Mimo to znów położył na jej ręku swoją dłoń w nadziei, że może i tym razem nastąpi  przełom. Szeptał ledwo słyszalne słowa, przepełnione były bólem i udręką. Nienawidził siebie, za to co zrobił. Chciało mu się wyć. Nagle usłyszał za sobą męski głos.
-Kim jesteś?
To był Robert. Kiedy tylko ojciec Karoliny zadzwonił do niego z informacją co się stało natychmiast wsiadł do samochodu i pojechał do szpitala. Czuł, że to przez niego Karolina wpadła pod samochód. Przez jego głupi wybryk. Wszystko spieprzył.
Kiedy zobaczył tego mężczyznę przy łóżku  dziewczyny trzymającego jej dłoń odpłynęła z niego cała krew, czuł dziwne uczucie w sercu, wszystkie mięśnie jego ciała napięły się, poczuł strach. Strach przed nim. Kim on niby był? I dlaczego trzymał JEGO Karolinę za rękę?
Piotr wyrwał się z zamyśleń, spojrzał na mężczyznę swymi niezwykle zielonymi oczyma. Domyślał się kim był ten facet. To na pewno chłopak Karoliny. Wiedział już, że nienawidzi tego typka. Widział w nim największego wroga. Właściwie, co on sobie myślał? Przecież nawet się nie znali, nie znał jej życia, nie wiedział jak zareaguje na fakt, że to on ja potrącił i przez niego tutaj leży. Będzie go nienawidzić. Nie mógł znieść tej myśli. Nie zastanawiał się nawet co jej powie, kiedy się obudzi. Żaden sensowny scenariusz nie przychodził mu do głowy. Na razie musiał się zmierzyć z jej CHŁOPAKIEM. Puścił dłoń Karoliny i podszedł do mężczyzny.
-Nazywam się Piotr Mierzewski, to ja...- przełknął głośno ślinę- to ja potrąciłem Karolinę.
Gdy Robert usłyszał słowa tego mężczyzny chciał go zabić. Złość jaka w nim narastała przerażała jego samego. Krew w jego żyłach pulsowała coraz szybszym tempem. Czuł, że zaraz eksploduje. Żyły na jego szyi powiększyły się do niewiarygodnie dużych rozmiarów. Zacisnął zęby. Wiedział, że ten cały wypadek był z jego winy i z trudem pohamował się by nie przywalić temu typowi w twarz. Nie przy niej. Później się z nim rozliczy.
-Wyjdź stąd! Natychmiast!- Robert czuł taką złość, że wystarczyło mu tylko opanowania na te słowa, wiedział, że jeśli powie więcej zabije tego gościa.

1 komentarz: